Kryzys bankowy, czyli tak naprawdę co?

Już dobrych kilka miesięcy najpopularniejsze media straszą nadciągającym i niemożliwym do uniknięcia kryzysem bankowym. Spadające indeksy branżowe banków w Europie, stosunkowo wysoki odsetek niespłacanych kredytów oraz coraz bardziej wątpliwe aktywa to woda na młyn zawodowych przepowiadaczy kryzysu. Do tego postrzeganie sektora przez pryzmat kilku banków, które borykają się z rzeczywistymi problemami i otrzymujemy wyjątkowo ponury obraz sytuacji. Taki natłok informacji na ten temat w sposób oczywisty potwierdza fakt, że żadnego kryzysu bankowego nie będzie. Przecież nie od dziś wiadomo, że na rynkach finansowych większość nie ma racji. Na przełomie tysiąclecia prasa nie rozpisywała się o wziętych z księżyca wycenach dotcom’ów, kilka lat później również nie zajmowała się faktem, że przeciętna kelnerka w USA posiada trzy nieruchomości na kredyt, a przed pęknięciem bańki na surowcach nikogo nie zastanawiała ich rosnąca podaż. Teraz również nie ma możliwości, aby szeroko komentowany i głęboko zakorzeniony w świadomości inwestorów problem z kluczowym dla kondycji gospodarek światowych systemem finansowym wciąż nie był w stanie sprowadzić bessy na rynkach akcji oraz w realnej gospodarce. Skoro przeciętnie zainteresowany ekonomią obserwator wydarzeń gospodarczych od przynajmniej roku słucha o nieuchronnym tsunami na rynkach finansowych, to insiderzy przynajmniej od dwóch lat powinni na wyścigi sprzedawać akcje ulicy. Oczywiście akcje banków rzeczywiście są od kilku lat w fazie szerokiej dystrybucji, na co wskazuje słabość indeksu europejskich banków, jednak spodziewany kryzys bankowy szybko przełożyłby się na całą gospodarkę opartą na długu i sprowadził wyceny większości przedsiębiorstw znacznie niżej niż są one obecnie. Tego procesu nie widać.

Przyjrzyjmy się na co cierpią europejskie banki. Podstawowy problem to wysoki procent złych kredytów, zwanych NPL (non-performing loans). Obecnie w Europie nominalna kwota niespłacanych kredytów to zawrotne 1 bilion euro, co stanowi ponad 9% europejskiego PKB. Komentatorzy z ekscytacją dodają, że procentowy udział niespłacanych należności jest aż dwa razy wyższy niż w 2009r. Jednak czy to rzeczywiście powód do tak srogiego oceniania tego udziału. Przecież rok 2009 to apogeum kryzysu finansowego. Banki cierpiały na brak płynności i ściągały z rynku gotówkę wszelkimi sposobami. Ilość reklam wysoko oprocentowanych lokat w środkach masowego przekazu była ogromna. Jednocześnie instytucje te nie były w żaden sposób zainteresowane udzielaniem kredytów bo zapowiadała się stagnacja na rynku i fala bankructw. Wszystko to skutkowało udzielaniem kredytów z największą uwagą i tylko kredytobiorcom z najlepszą zdolnością kredytową. Obecnie jest zupełnie inaczej. Hossa w wielu krajach europejskich skutkowała znacznym poszerzeniem akcji kredytowej. Wysokie ceny surowców spowodowały, że firmy z branży rozpoczynały pozyskiwanie ich z droższych źródeł zaciągając ogromne pożyczki. Gdzie są teraz ceny surowców i zyski firm z branży wszyscy wiemy. Poandto niskie stopy procentowe spowodowały, że banki szukając zarobku zdolne były skupować wątpliwe obligacje korporacyjne lub udzielać bardziej ryzykownych kredytów na śmiałe pomysły inwestorów. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że skoro odsetek niespłacanych kredytów jest tylko dwa razy większy niż w 2009r. To sytuacja jest zadziwiająco dobra. Jeszcze lepiej wygląda średni procentowy udział NPL we wszystkich kredytach banków krajów unii. To jedynie 5,9%. W Chinach, o których mniej chętnie się mówi, a w kręgach wyznawców armagedonu uznawane są za mocarstwo, odsetek niespłacanych kredytów to 20%. W Europie odsetek ponad 20% NPL posiada jedynie San Marino, Grecja, Cypr, Ukraina i Serbia. Tak szeroko komentowane ostatnio Włochy mają 16,7%, Portugalia 12,8%, Niemcy 2,3%, Francja 4%, a Wielka Brytania 1,4%.

Kryzys bankowy, czyli tak naprawdę co?
Kryzys bankowy, czyli tak naprawdę co?

Należy przypomnieć, iż już kilka lat temu wieszczono armagedon europejskiego sytemu bankowego, związany z mocnym zaangażowaniem w obligacje cieniutko przędącego południa Europy. Niewypłacalność Grecji miała pogrążyć głównie niemieckie i francuskie banki. Minęło trochę czasu i temat ucichł, a system dalej działa. Oczywiście nie mówię o wycenach banków, które nie cieszą się dobrym sentymentem, ale nie nastąpiło załamanie systemu i efekt naczyń połączonych. Zdrowe firmy wciąż moją możliwość pozyskania finansowania od banków, które niektórzy światli komentatorzy nazywają „technicznymi bankrutami”. To dość ciekawe bo ci bankruci posiadają mnóstwo aktywów, które w najbliższym czasie z pewnością będą upłynniać, zatem wydaje się że nawet wymóg podniesienia kapitałów własnych w związku ze wzrostem udziału złych kredytów będzie mógł zostać rozwiązany. Obecnie sektor bankowy Europy jest 3,5 krotnie za duży. Potrzebne jest jego zmniejszenie ponieważ nie odpowiada on realnej gospodarce i mnoży przez to patologie. Właśnie w tym upatrywałbym prawdziwej przyczyny pozbywania się przez inwestorów wszelkich udziałów w sektorze bankowym, który w ciągu najbliższych lat będzie się zmniejszał.

Co do oddłużania systemu, należy sobie odpowiedzieć na pytanie na ile rzeczywiście jest to potrzebne. Pieniądze napędzają gospodarkę, konsumpcje, badania, rozwój, budowę infrastruktury. Wydaje się, że klasyczna ekonomia już przestaje działać w podręcznikowy sposób. Globalny zasięg korporacji, mnóstwo startup’ów, które w szybkim tempie generują ogromne zyski, jednocześnie przedstawiając szerokie potrzeby kapitałowe wymagają zdrowych instytucji, które używając rynkowych mechanizmów, w tym przypadku oceny powodzenia przedsięwzięć, będą w stanie skierować strumień finansowy w szybko rosnące sektory i otrzymać za to premię. Do tego bardzo prawdopodobne jest, że stopy procentowe nie wrócą już nigdy do kilkuprocentowych poziomów i finansowanie zewnętrzne pozostanie tańszym rozwiązaniem niż używanie zysków, czy rezerw do dalszej ekspansji przedsiębiorstw. W temacie złych kredytów często pomijana jest rola firm sekurytyzacyjnych, które co prawda płacą jedynie 10-20% wartości portfela przejmowanych wierzytelności, jednak ściągają wątpliwe aktywa z bilansów bankowych. Do tego realne oprocentowanie plus wszelkie ukryte opłaty od udzielanych kredytów mogą w efekcie spokojnie pokryć straty z tytułu niespłacanych wierzytelności. Zupełnie podobnie jak robią to firmy udzielające chwilówek, których niespłacalność jest ogromna, ale wysokie oprocentowanie i prowizje pozwalają wciąż utrzymać rentowność.

Dariusz Kitowski

Witaj, jestem Dariusz Kitowski, ekonomista i copywriter. Moja strona wealth4living.net, stanowi połączenie moich dwóch pasji – finansów i pisania. Dzięki mojemu wykształceniu i ponad 20 letniemu doświadczeniu w zakresie ekonomii, dostarczam Wam wartościowych i przydatnych informacji, które pomogą Wam zrozumieć świat inwestycji i zarządzania swoim budżetem, zarówno w domu, jak i w biznesie. Jako copywriter charakteryzuje mnie ciekawość świata, dlatego porady zdrowotne i lifestylowe będą dla Was równie przydatne w życiu codziennym. Zostawcie komentarz pod artykułem, jeśli konkretne tematy z ekonomii szczególnie Was interesują. Tworzę ten portal dla Was, dlatego Wasze zdanie ma dla mnie ogromne znaczenie!